enczsksiplhudeitsvhrespt
/ plgłówne menu
jesteś tutaj Theatre database
EN | PL

Teatr Letni w Ogrodzie Saskim

historia teatrugaleriadane techniczneoryginalne wyposażenie

ważne wydarzenia

(więcej)14.7.1870 | otwarcie teatru

(więcej)1893 | remont wnętrza budynku

(więcej)1939 | zburzenie budynku podczas bombardowania

osoby

historia

<<W styczniu 1870 r. „Kurier Warszawski" donosił: „W zakła­dzie fotograficznym p. Sachowicza uskuteczniona została repro­dukcja z planu teatru letniego, który ma stanąć w Saskim Ogro­dzie. Elewacja tego gmachu odznacza się wielu zaletami estetycz­nymi. Fotografia wspomniana umieszczona zostanie niezadługo zapewne na wystawie przed zakładem p. Sachowicza na Krakow­skim Przedmieściu." I dalej gazeta podaje szczegóły o „mającym się budować teatrze". Otóż gmach ten stanie w Ogrodzie Saskim w punkcie zwanym wielkim trawnikiem, przeznaczonym dla dzieci; frontem zwrócony ku wielkiej alei i tyłem ku ul. Niecałej. Będzie to budowla niekosztowna, wzniesiona z drzewa na podmurowaniu, na rzucie wielkiego prostokąta zbliżonego prawie do kwadratu, z dwiema dostawkami prostokątnymi po bokach, z frontem w pół­kole zagiętym. Projektowane wymiary: długość ok. 38 m, sze­rokość ok. 34 m, wysokość ok. 25 m. Pokryje go dach łupkowy chroniący od gorąca. Ściany na wszystkich piętrach będą urzą­dzone „sposobem żaluzjowym", dla zapewnienia wentylacji. Gmach wewnątrz podzielony będzie na dwie równe części. Jedna stano­wić ma scenę z orkiestrą, druga „oddaną będzie" publiczności. Widownia pomieści 1700 osób, a wszystkie miejsca będą numerowane, podczas kiedy Teatr Wielki zapełniony od dołu do góry przyjmuje tylko 1078 osób, a jak wiadomo znaczna część galerii i paradyz nie są numerowane. Wnętrze przeznaczone dla widzów obejmować ma parter i trzy piętra. Loże głównie na parterze i na I piętrze, większa zaś część I piętra oraz II i III urządzone będą amfiteatralnie. Około parteru i I piętra poprowadzona będzie ga­leria z bufetami. Sutereny, „na 5 łokci urządzone pod sceną", służyć mają na pomieszczenia maszynerii i foyer dla orkiestry „do strojenia instrumentów". Garderób dla artystów przygotowa­no trzydzieści, oprócz tego osobne foyer dla artystów. Przedsię­wzięte będą wszelkie środki ostrożności celem zabezpieczenia pu­bliczności od pożaru. Oprócz odpowiedniego zbioru wody, której „rozprowadzenie stosownie będzie urządzone", zwiększono ilość klatek schodowych: osiem dla publiczności, a dwie dla artystów. „Dwa wejścia główne znajdują się prawie w połowie gmachu. Schodami ogniotrwałymi dostać się można na najwyższe piętra budynku. Scenę od publiczności oddzielają grube mury, które służą jako wzmocnienie budynku oraz jako ubezpieczenie na wypadek ognia." Scenę od garderób oddzielono korytarzem, którego ścianę od strony sceny obito żelazną blachą mogącą zatrzymać ogień. „Teatr ten ma być podobno gotów do przedstawień w maju rb. – informował dziennikarz. – Wprawdzie od maja niewielki nas dzieli przeciąg czasu, ale przy energii i dobrej woli stawienie się w terminie nie jest rzeczą niemożliwą."

Niebawem jednak pojawiła się w prasie wzmianka, że sala teatru letniego ma być tak obszerna jak sala Teatru Wielkiego, miejsca bowiem w teatrze w Saskim Ogrodzie przeznaczono dla tysiąca widzów. Zaraz potem u znanego nam już fotografa Sachowicza na wystawie pojawił się „widok teatru letniego uskuteczniony z planu utworu p. Aleksandra Zabierzowskiego, tutejszego bu­downiczego". Wykonawcą robót „mularskich" był znany w War­szawie Onufry Waligórski.

Budowę teatru rozpoczęto w połowie marca, ukończenie zapo­wiedziano na 1 czerwca. Prace wykonywano pod kierunkiem i nad­zorem budowniczego Zabierzowskiego, autora planów budowy, ro­boty ciesielskie powierzono Bevensemu (synowi), stolarskie i „bu­dowę maszynerii" Ferdynandowi Polzeniusowi. Nie obyło się też na budowie bez wypadków. Dnia 14 maja jednemu z cieśli pracująjcych na górze wypadła z rąk siekiera i zraniła stojącego na dole robotnika, który po kilku dniach życie zakończył; w czerwcu inny cieśla, obijając lożę II piętra, nastąpił na deskę, która złamała się pod nim – robotnik spadł i mimo odwiezienia do szpitala zmarł.

Otwarcie teatru ogłoszono w końcu maja na 14 czerwca. Już jednak 11 czerwca czytamy w „Kurierze Warszawskim", że „roboty przy teatrze letnim w Ogrodzie Saskim postępują bardzo spiesz­nie, pomimo to nie zostaną one ukończone w przyszłym tygodniu". Kończono instalować gaz, a dnia 17 czerwca wieczorem odbyła się próba oświetlenia sali. Tegoż dnia zapowiedziano otwarcie teatru dopiero w początku lipca. Nowością techniczną, nie wiado­mo, czy zrealizowaną, miało być „pociągnięcie" całego budynku teatru tzw. szkłem wodnym. „Masa ta w bardzo wielu miastach, za granicą używaną jest z pomyślnym skutkiem, zabezpiecza bowiem drzewo od wpływów atmosfery, wilgoci, upałów i mrozów, i od łatwej zapalności." Wreszcie Dyrekcja Teatrów Rządowych ogłosiła, że otwarcie teatru nastąpi dnia 14 lipca 1870 r. „Już od rana afisze różowe ogłaszają otwarcie tymczasowego teatru letniego – donosił „Kurier Warszawski". – W tej chwili pod kasą teatralną ścisk tak wielki, że cały przedsionek zapełniony i mnóstwo wyczekujących stoi pod filarami. Kasjer w formalnym oblężeniu. Ci, którzy zdołali zakupić bilety, wychodzą z tłoku jak­by z łaźni parowej, z kroplami potu na czole. Krwawa to bowiem praca dostać się do tego szczęśliwego okienka, w którym sprzedaż, się odbywa."

Wreszcie nadchodzi wielki dzień dla miasta i teatromanów. Bilety na przedstawienie rozkupiono co do jednego. Dawano „Pięk­ną Helenę” J. Offenbacha, „Wdowę niepocieszoną” A. Mery i „Ulicznika warszawskiego” A. Wieniawskiego. W południe już koło par­kanu okalającego nową świątynię muz liczni spektatorowie i słuchacze chciwym uchem chwytali choćby odgłosy uderzeń młotka do ostatecznego porządku przyprowadzających salę spektaklową. „Nie powiem, żeby widok wnętrza teatru przyjemne sprawiał wra­żenie – pisał „Kurier" – szczególniej w porze zaczęcia przedsta­wienia. Światło, owa magiczna potęga wieczornych widowisk, musi tu walczyć z dzienną jasnością przedzierającą się przez liczne otwory budynku, rozlewając na widownię jakiś ton niezdecydowany i trochę obcy dla oka. Niezdecydowanie to przebija się i na fizjonomii publiczności, która się rozgląda, opatruje wszystko z rodzajem nieufności, rozbierając, krytykując i porównując z daw­ną siedzibą, z której tyle lat tyle różnych wrażeń co wieczór wy­nosiła. Wygoda publiczności, o ile z obecnego stanu wnosić moż­na, troskliwie była uwzględnioną. Widownia mieści więcej osób jak w Teatrze Wielkim, choć wydaje się mniejszą z powodu głę­bokości pięter, zawierających co najwięcej miejsc numerowanych. Ze wszystkich miejsc widać i słychać bardzo dobrze, wyjąwszy może blisko sceny położonych, gdzie zbyt wklęsła krzywizna pod­kowy na część tylko sceny patrzeć pozwala. Dodajmy do tego do­stateczną ilość przejść, wejść i wyjść – a głównie okoliczność do­wodzącą, że cel budowy został osiągnięty — to jest chłód panu­jący w teatrze i przynoszący z sobą woń drzew rozkwitłych z oko­licznych klombów, a pobijemy na głowę malkontentów, do których, wierzcie mi, czytelnicy, ja się bynajmniej nie liczę."

Po przedstawieniu reporter „Kuriera" wraca do pustego już gmachu nowego teatru. Wchodzi za kulisy. Księżyc oświeca wnę­trze. „W jednej chwili zmieniła się fizjonomia milczącej widowni. Cienie słupów krzyżowań belkowych, wycinanych w ścianach arabesków, kulisowych drabinek i mnóstwa wiszących sznurów i przyrządów, bez których dziś na scenie kochać się i umierać nie­podobna, rozścielały się po całym przestworze sceny."

W teatrze tym nie brakowało też słuchaczów „gratysowych". „Wokoło sztachet otaczających teatr oszczędni z musu lub z za­sady zadowalali się dolatującymi ich dźwiękami śpiewu i orkie­stry oraz głośnymi objawami zadowolenia tych szczęśliwych, któ­rzy mają za co siedzieć."

Teatr nazywany Letnim była to budowla wzniesiona z drzewa „w wiązarek szalowy", na podmurowaniu z cegły, z podsceniem, pokryta papą, „w stylu mauretańskim". Wymiary sceny dostoso­wano do wymiarów sceny Teatru Wielkiego celem używania i tu dekoracji, kulis i innych „efektów istniejących". Na widowni – osiemnaście rzędów krzeseł, balkon, mimo otwarcia teatru jesz­cze nie urządzony. Na parterze amfiteatr na dwa piętra wysoki, z osiemnastoma lożami bocznymi po 9 na każdym piętrze. Miejsc 1200. Foyer szerokie. Dwupiętrowym ścianom okalającym salę wi­dzów zapewniono „system żaluzjowy" dla wentylacji i uniknięcia

przeciągów. Wyjść z krzeseł było siedem, również siedem ciągów schodów prowadzących do miejsc dla widzów. Garderoby, składy instrumentów miały pomieszczenie koło sceny. Doprowadzono gaz i wodę. Urządzeniem maszynerii kierował p. Zybert, maszynista Teatrów Rządowych. Koszt budynku wynosił ok. 50 000 rubli.

Teatr już rozpoczynał działalność, a krytycy nie ustawali w narzekaniach. Jeszcze po latach wytykano gmachowi niedostatki. „Pierwsze wrażenie budynku nie ukończonego, a oddanego pod sąd publiczności, nie wypadło korzystnie. Nie mogły zadowolić widza puste, zaledwie oheblowane ściany, proscenium nagie, nie ozdobione malaturą, niedopasowane żaluzje, a nade wszystko otwo­ry galeriowe i krzesłowe tak znaczne, że w celu osłonięcia wido­wiska przed niedyskretnym wzrokiem przechodniów, musiano po­ustawiać z obu stron parawany z Amfiteatru łazienkowskiego. Dopiero w roku następnym (1871) oddano teatr wykończony zupełnie. System żaluzji spotkał się z zarzutami najpoważniejszymi: obawia­no się przeciągów nieuniknionych, a wypadki przeziębień artystów w garderobach wyrobiły teatrowi złą markę. „Suma wyłożona na budowę to ok. 60 000 rubli, a na konserwację w przeciągu ćwierć wieku 40 000 rubli" – napisał w r. 1895 A. Rajchman na łamach ,,Kuriera Warszawskiego".

W sierpniu, w kilka dni po otwarciu teatru, zmarł w 52 roku życia jego twórca, budowniczy Zabierzowski. W zamieszczonym w „Kurierze Warszawskim" nekrologu napisano, że „kierując budową teatru w Ogrodzie Saskim szczerze bolał, że nie może wznieść przybytku godnego muz. Gmach ten powinien być z kamienia i żelaza – mówił – w stylu korynckim, ze sklepieniem owalnym z wspaniałymi głównymi schodami i kolumnadą zdobną posągami zasłużonych autorów dramatycznych, muzyków i artystów komedii i opery." Z gorzkich słów twórcy wynika, że teatr nie podobał się ani publiczności, ani architektowi.

Ale nie tylko „brzydota" była wadą teatru. Z końca sierpnia 1870 pochodzi notatka o zaskakującej treści: „W sali Letniego Teatru, w którym już niestety królują deszcze i wichry jesieni, zebrało się wczoraj liczne grono osób." Jeśli nawet założymy, że chodzi o żart, musi w nim być sporo prawdy... Już 2 września „Teatr Letni ustroił się w jesienną szatę – ażurowe ściany pokryto szalowaniem z desek; środek ten zapobiegnie niczym dotąd nie powstrzymanej inwazji głosów i hałasów z ogrodu i przeciągom odstraszającym niejednego od zabawy połączonej z groźbą reu­matyzmu lub fluksji." Czyli nie tylko zimno i przeciąg, ale jesz­cze fatalna akustyka. W pierwszych dniach października teatr zamknięto. Jak gdyby dla wynagrodzenia dotychczasowych kry­tyk i żalów, tym razem „Kurier Warszawski" znalazł dla nowego budynku kilka cieplejszych słów, przez które jednak przebija sar­kazm: „Teatr ten przez ciąg trzech miesięcy zasłużył się dobrze publiczności, kasie i trochę także sztuce. Mówił, tańczył i śpiewał prawie zawsze przed pełną salą. Za owe więc zasługi niechże mu lekkim będzie śnieg zimowy." W listopadzie nowy warszawski teatr dostąpił nie lada zaszczytu: jego podobizna ozdobiła ostatni w r. 1870 numer „Kłosów". Nie spotkał się jednak ten rysunek z aprobatą sprawozdawcy „Kuriera". „Pomieszczenie widoku tea­tru w miesiąc po jego zamknięciu dowodzi – napisał – że kierują­cy częścią artystyczną w «Kłosach» nie pragnie, aby przekonywano się o niepodobieństwie kopii do oryginału. Być może, że ów widok rysował zdolny artysta, ale z pamięci i bez zamiłowania."

W tym samym czasie teatr przywdział zimową szatę określaną jako futerał zasłonić go mający przez ciąg zimy od śnieżystych za­mieci. „Jakby echo odbijające jego ostatnie w tym roku tchnienie stuka młotek stolarski przybijający wokoło obu galerii szalowanie z desek." Okrywano galerie zewnętrzne pełniące funkcje ciągów komunikacyjnych wiodących na wyższe piętra teatru.

Teatr na ogół się nie podobał. Do ogólnego chóru krytyki przy­łączył się Bolesław Prus. „Czy to bóżnica, proszę pana? – pyta mnie Władzio wskazując na ogromny, elegancki budynek w guście szwajcarsko-chińskim. To Teatr Letni, panie. Noc już zapadła. W Teatrze Letnim grają operę, a tłum bezpłatnych wielbicieli piękna zaklętego w dźwięki snuje się koło fatalnych sztachetek. Jakiś namiętny meloman, wbity między dwa drzewa, surowe wej­rzenie ciska na mnie, który szelestem nóg poważyłem się przypomnieć cały niesmak miejsc gratisowych."

O tym, jak rozpoczynano sezon letni, pisał w jednym ze swych felietonów w „Gazecie Polskiej" (1875) Henryk Sienkiewicz, rów­nież podkreślając wady budynku. „Nadszedł czas otwarcia Teatru Letniego. Ma on wprawdzie swoje niedogodności. Wiatr wykrę­ca po nim, jak mu się podoba: fluksje, bóle zębów, reumatyzm, strzykania w uszach są najpospolitszymi wrażeniami, jakie się zeń wynosi; ale pominąwszy owe ciemne strony płynące może ze zbyt ażurowego rodzaju architektury, jest w nim przynajmniej zno­śnie. Zdaje się, że przeniesienie się doń nie sprawia wielkiego ambarasu. Pewnego dnia zjawia się na ulicy Niecałej kilka fur wio­zących papierowe drzewa, wody, skały, strumienie i inne części krajobrazów; papierowe ściany kilku, bez zbytniego zresztą prze­pychu urządzonych pokojów – i oto sprawa załatwiona. Na dru­gi dzień kochankowie i kochanki, margrabowie i książęta, czarne i białe charaktery deklamują, wobec ścian drewnianych, a kochają,! żenią się i umierają wobec publiczności trzymającej kapelusze nie w ręku, ale na głowie. Trzymanie bowiem kapeluszów na głowie jest rzadkim u nas przywilejem Teatru Letniego." Ale teatr już wrósł w życie miasta i zainteresowanie nim nie słabło. Jeszcze j Henryk Sienkiewicz: „Muszę zejść w ciemne i duszne ulice grodu naszego choćby dlatego, że oto rozpoczęły się przedstawienia w Letnim Teatrze, które się o wzmiankę upominają. Saski Ogród i stoi tedy do później nocy otworem i po staremu powraca się z teatru, jeśli noc ciemna, od drzewa do drzewa instynktem więcej się kierując niż pamięcią i oczyma. Czasem na oślep idąc, z wyciągniętymi rękoma, trafiasz na głowę bliźniego idącego przed tobą. Bywają położenia drażliwe i qui pro quo jeszcze drażliwsze. Zarząd Ogrodu czy też Letniego Teatru ma zamiar podobno za-pobiec nadal podobnym wypadkom przez zaprowadzenie latarni naftowych. Dlaczego nie gazowych? Oto wkopanie rur gazowych ma podobno szkodzić roślinności." Jak widać problem ochrony środowiska ma także w stolicy swoją historię.

W kwietniu 1893 r. teatr odnowiono, odświeżając przede wszystkim jego wnętrze. A oto co widział w latach dziewięćdziesiątych XIX w. jako dziecko pamiętnikarz Kazimierz Wroczyński: „Krążyłem przed ogrodzeniem Teatru Letniego, który był dla mnie wówczas najbardziej interesujący od tyłu, gdy z wielkiej bramy pozascenicznej wynoszono dekoracje i opierano o ściany drewnianego budynku teatralnego. Stawały tam wspaniałe zamki, lasy i morza oczekując na wozy, które unosiły je w nieznane [do wspomnianych przez Sienkiewicza magazynów na Niecałej]. Z przyby­łych wozów natomiast waliły się jakieś skały, kolumny i łąki z gajami. A na przyteatralnych trawnikach jak klomby złociły się kanapy, fotele i stoły oraz piętrzyły biblioteczne szafy zapełnione rzędami malowanych książek."

Niedogodności budynku wciąż sygnalizowała prasa. Oto wzmian­ka z r. 1895: „Od wielu osób uczęszczających na przedstawienia w Teatrze Letnim otrzymujemy zażalenia na straszne przeciągi. Po prostu wychodzi się z teatru z bólami zębów, głowy itp. Przy­czyna zaś tego bardzo łatwa do usunięcia: należy tylko dopilnować, aby żaluzje były zamykane..."

W lipcu 1897 r. magistrat m.st. Warszawy kwestionuje prawo dalszego istnienia teatru. Miał charakter tymczasowy – dowodzo­no – „z oznaczeniem kresu istnienia" do lat dwudziestu pięciu. Cóż, kiedy innej letniej sceny w stolicy nie było, a teatr trzymał się krzepko. Nie było zatem innego wyjścia – należało tę prowi­zorkę wyremontować i używać dalej. Zdecydowano zacząć robo­ty. We wrześniu postanowiono wyłożyć ściany zewnętrzne budyn­ku i sufit masą korkową o grubości 40 mm. Z lewej strony widow­ni przybudowano bufet i „salę do palenia", z prawej dla aktorów i aktorek garderoby, które – jak podkreślano w prasie – mia­no podłączyć do kanalizacji. Scena i garderoby „będą obite karto­nem i zabezpieczone grafitem". Trudno dziś wyobrazić sobie tech­nikę i cel tych zabiegów. Ogrzewanie przewidywano parowe do 20°C. W razie większych mrozów – teatr zatem przestawał dzia­łać wyłącznie w lecie, jak to było dotychczas – miały być po­nadto uruchomione piece gazowe. W początkach października w teatrze odbywały się już widowiska. Oto co o tak istotnym ele­mencie dekoracyjnym wnętrza sali, jakim była malowana kurty­na, napisano w „Scenie i Sztuce" z r. 1911: „W Teatrze Letnim wisi sobie bohomazik z widoczkiem teatru w Łazienkach, god­nym sklepików na Pociejowie lub przy ul. Bagno." W tym czasie ogłoszono „licytację", w dzisiejszym rozumieniu przetarg, na kur­tynę „ogłoszeniową", tj. taką, na której, niczym na ostatnich stro­nach poczytnego magazynu ilustrowanego, ogłaszać się miały – oczywiście za dość słone sumy – stołeczne firmy i sklepy. „Trze­ba zaprotestować przeciw takiemu oszpecaniu Teatru Letniego, który i tak jest ponurą i niewygodną budą" – kończy felietoni­sta.

Podobnie określiła teatr na początku XX wieku Gabriela Za­polska w „Córce Tuśki”: „Chodźmy koło teatru – proponuje Władka – zobaczymy aktorów. Skręcają ku wielkiej szopie bezkształtnej i brzydkiej. O... od tyłu stoją już przed wejściem za kulisy... Barwna, jasna gromadka kobiet rozmawia półgłosem. Oparły się o stos dekoracyjnych przystawek. Tu i tam stoją mężczyźni. Jeden z nich usiadł na fotelu złoconym, obitym błękitnym aksamitem. Meblarze wnoszą sprzęty w otwartą czeluść sceny." I dalej: „Z drewnianego pudełka bije jakiś szmer i fikcyjne życie. Na okienku kasy tablica zawiadamiająca, że wszystko sprzedane. Tryumfalnie i krótko. Co chwila ktoś pomyka w stronę budki kasowej. Odchodzi zawiedziony i ginie w alei ogrodowej. Rodzaj zmierzchu zapada wolno i przepływa jakby z trudnością zakurzone liście drzew. Dookoła Teatru Letniego ruch, ale jeszcze przyciszony, stonowany. Maszyniści kręcą się milcząc. Koło ogrodzenia jakiś artysta pali papierosa i czyta gazetę." A tak jest za kulisami teatru: „Pusto, tylko maszyniści borykają się jeszcze z jakimś ogromnymi kredensem i walą w niego pięściami. Psiakrew... cholera... – słychać wśród ciężkich oddechów i stękań. Ćmi się latarnia bezpieczeństwa i dookoła cuchnie porozlewany olej." Dzięki Zapolskiej dowiadujemy się, że lewa strona gmachu, w której mieściły się garderoby aktorów, należała do panów, prawa do pań, oraz że pokoiki te miały „małe, wąskie okienka pozasłaniane żaluzjami".

Mniej więcej w tym samym czasie Kazimierz Wroczyński jako uczeń gimnazjalny tak opisywał teatr od strony kulis: „Od żaru płomieni gazowych, którymi jeszcze wówczas były oświetlone rampy, chwiały się wiszące tuż płachty dekoracji, odgrodzone od płomieni tylko siatkami drucianymi, a w drewnianych klitkach garderób, wyklejonych odłażącymi tapetami, mimo najsurowszych zakazów palono papierosy i na spirytusowych maszynkach fryzjerzy grzali żelazka." Warto podkreślić, że Teatr Letni aż do końca swego istnienia nigdy nie płonął.

W r. 1913 sezon w Teatrze Letnim rozpoczęto 17 maja „Ojczyzną” Sardou. Wieczór uznano za nieudany, gdyż „długość antraktów pozostawała w stosunku odwrotnym do długości aktów, przed czwartym zaś obrazem pauza trwała 58 minut. Przedstawienie rozpoczęte o godz. 8.15 wieczorem, skończyło się o godz. 1 min. 30 po północy. Wg zasięgniętych przez nas informacji powodem tej mitręgi było niedopasowanie dekoracji, z którymi maszyniści Teatru Letniego nie byli obeznani." Chodziło najprawdopodobniej o dekoracje zaprojektowane dla sceny teatru Rozmaitości.

W czasie pierwszej wojny światowej w drewnianym budynku zwanym „budą w Ogrodzie Saskim" – podobnie jak w innych te­atrach stolicy – odbywały się widowiska. Po uzyskaniu niepodle­głości teatr działał bez przerw. W lipcu 1923 r. rozpoczął się no­wy sezon w odnowionym wg projektu Drabika wnętrzu.

W 1924 r. widownia teatru składała się z szesnastu nierównej długości rzędów numerowanych krzeseł na parterze, z przejściem pośrodku. Warto zaznaczyć, że po stronie prawej znajdowały się wyłącznie numery parzyste, po stronie lewej – nieparzyste. Na balkonie I piętra umieszczono po pięć lóż z każdej strony w naj­bliższym sąsiedztwie sceny. Dalej miejsca dla 244 widzów roz­mieszczonych w siedmiu rzędach z przejściem środkowym. Podob­nie rzecz się miała na balkonie II piętra, który mógł pomieścić 236 osób. Tam umieszczono tylko dwie loże – po jednej z każdej strony, nad lożami I piętra. Na widownię prowadziły trzy wej­ścia z szatni – dwa boczne i jedno bezpośrednio do przejścia mię­dzy rzędami krzeseł.

W listopadzie 1928 r., w związku z projektem przeniesienia ze­społu Teatru Letniego do gmachu dawnego Teatru im. Bogusław­skiego, zarząd miasta szukał lokalu zastępczego dla „kinemato­grafu" miejskiego, który się tam właśnie mieścił. A wszystko to ogłaszano, aby móc zrealizować projekt przebudowy Teatru Let­niego na „wielką halę gimnastyczną". Pomysł pozostał jednak w sferze projektów.

Drewniany budynek o znakomitej już wówczas akustyce miał trzy rodzaje miejsc: parter, cztery loże parteru, balkon I piętra i dziesięć lóż oraz galeria – w sumie ok. 1500 miejsc. Obydwa balkony podparte były sześcioma słupami. Scena, bardzo pochy­lona ku widzom, z budką suflera, z górnymi partiami dla pracow­ników wspartymi również na sześciu słupach. Z prawej strony – patrząc z widowni – znajdowały się garderoby, telefon oraz w po­bliżu kanału orkiestry przejście do bufetu. Scenę zasłaniała malo­wana kurtyna. Składała się ona z trzech sztywnych części, które już po opuszczeniu jej (ręczną korbą) odsuwano tylko, aby wywo­ływany aktor mógł się dostać na proscenium i ukłonić się publi­czności. „Wnętrze Teatru Letniego było nader skromne – pisze

Jerzy Szaniawski. – Sala przyjemna. Ale co najważniejsze – ide­alnie akustyczna. Czy to zasługa architekta, czy drzewo to spra­wiło, dość że słowa mówiącego zawsze tam słyszano."

W dzień po wybuchu drugiej wojny światowej w teatrze odby­ła się ostatnia w jego dziejach premiera. Dnia 2 września dano krotochwilę Nestroya „Serce w rozterce” w reżyserii L. Schillera. W tydzień później teatr, który w czasie działań wojennych zamieniono na skład amunicji – spłonął trafiony bombą. Taki miała koniec trwająca 69 lat „prowizorka".

Fragment publikacji Barbary Król-Kaczorowskiej, Teatry Warszawy, PIW, Warszawa 1986, ss. 116–126.

 

 

Literatura:

  1. Ilustrowany przewodnik po Warszawie wraz z treściwym opisem okolic miasta, Nakład Redakcyi „Wędrowca”, Warszawa 1893.
  2. Kaczorowski B., Encyklopedia Warszawy, PWN , Warszawa 1994.
  3. Król-Kaczorowska B., Teatry Warszawy. Budynki i sale w latach 1748–1975, PIW, Warszawa 1986.
  4. Łoza S., Architekci dawnej Warszawy. Aleksander Zabierzowski [w:] Stolica 1948, nr 39, s. 10.
  5. Ogłoszenia, [w:] „Kurier Warszawski, 19.08.1870, nr 181, s. 3.
  6. Ogłoszenia, [w:] „Kurier Warszawski”, 10.01.1870, nr 6, s. 4.
  7. Ogłoszenia, [w:] „Kurier Warszawski”, 11.06.1870, nr 127, s. 6.
  8. Ogłoszenia, [w:] „Kurier Warszawski”, 15.07.1870, nr 154, s. 1.
  9. Zapolska G., Córka Tuśki, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1980.

 

 

informacje dodatkowe

nie wprowadzono żadnych informacji

Dodaj informacje

nazwa będzie opublikowana

Email nie zostanie opublikowany

Informacja: Informacja o teatrze musi zawierać minium 10 znaków.

sixplusfour=